Są takie dni, gdy kobiecie chce się płakać. Bo tak. Bo nie wiadomo czemu. I nie chodzi o stan tuż przed, tuż po albo w trakcie. PMS lub ciąży. Są takie dni kiedy najsilniejsza z kobiet płacze. Jawnie lub w duchu. Publicznie - na filmie, jak bóbr. W samotności - połykając łzy. Za dnia w toalecie, bo dzień i schować gdzieś się trzeba. W nocy przed tv, tłumacząc sobie na przekór,że to film ckliwy, muzyka liryczna, to księżyca pełnia - gdy żadne z powyższych nie występuje. Czasem powód jest tak głęboko w nas, że albo go nie rozumiemy albo rozumiemy doskonale lecz zbyt mocno uwiera.
Czasem odwaga, siła i hart ducha przestają wystarczać. Nie są w stanie przesłonić kresu. Nawet niezłomność bywa złomna. Przestajemy wierzyć w siebie. Gdy dorośniemy pewnością siebie chwiejemy sami. U mnie to uczucie bezsiły, bezwładu, "bezniczego" pojawia się, gdy górę bierze strach. Przed następnym krokiem. Przed zaufaniem sobie. Przed sobą, swoją emocją, myślą. Strach przed końcem lub początkiem. Strach tak wielki,że próbowanie czegokolwiek wydaje się nazbyt karkołomne. Strach przed brakiem możliwości, znajomości narzędzi do walki. Gdy ogrom rzeczy, które musisz zwalczyć zabija odwagę. Przywieram do szkieletu własnych ograniczeń. Czekam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz