sobota, 12 lipca 2014

Udręka, duma i uprzedzenie.

Po co się tak dręczymy? Po co rozkładamy wszystko na czynniki pierwsze? Czy to szukanie oznak szczęścia, przeszukiwanie sitem prochu życia? Zbędny patetyzm. Sito dziurawe i gówno zostaje, a człowiek niezmiennie zdziwiony.

Siedzisz na tej samej kanapie, pod tym samym kocem, z papierosem, którego nie porzuciłeś z nowym rokiem i konstatujesz z żalem, że przez ten rok nie zmieniło się nic. Nie chodzi o to, że chciałbyś mieć dom pełen gości, psa albo hamak. No, hamak, tak. Chciałbyś hamak. Zapomnij o hamaku. Chodzi o to, że czas uciekł niespostrzeżenie. Gdybyś miał wymienić po jednej rzeczy na jeden miesiąc, którą, przy odrobinie dobrej woli mógłbyś nazwać spektakularną? Nie, nie znalazłbyś nic godnego uwagi. A przecież miłe chwile były. Ze trzy, cztery, może więcej. Czemu więc nie potrafisz ich sobie przypomnieć? Były zbyt zwykłe? Cholera wie!

Poczucie dumy. Tak, to jest ten dotkliwy, odczuwalny, frustrujący brak. Brakuje mi poczucia dumy. De facto brakuje mi osiągnięcia. Pretensję mogę mieć wyłącznie do siebie. Jakoś nie przypominam sobie wyznaczonego uprzednio celu, z którego osiągnięcia mogłabym odczuwać coś na kształt satysfakcji. Nie zadbałam o cel. Nie było drogi. Nie było drogi, nie było punktu docelowego. Nie było punktu docelowego, nie było osiągnięcia. O, mam plus. Tym cudownym sposobem nie było też porażki. Niech to zabrzmi kąśliwie – tylko na to zasługuje.

Co jednak zrobić, gdy się nie ma pomysłu na siebie. Gdy się codziennie w sobie zabija przejawy aktywności wyszukując lub wyolbrzymiając istniejące przeszkody. Wystarczy znaleźć lub rzucić sobie pod nogi jedną kłodę. Reszta jest jak lawina. Najgorsze jest połączenie samoświadomości tego faktu i jednoczesna nieumiejętność walki z nim. Nie widać celu, brak celu…

I tak dryfujesz. Jesteś dobry dla innych, nie umiesz dla siebie. Nawet jeśli wiesz, co jest dla ciebie dobre. Wszak fakt, że wiesz co zdrowe nie powoduje zmiany diety na zrównoważoną.

Masz wrażenie, że dni polegają na uporczywym odpędzaniu złych myśli. Zabijasz je, znieczulasz się. Wmawiasz sobie (z różnym skutkiem) zainteresowanie telewizją i nawet jeśli wiesz, co mogłoby ciebie naprawdę zainteresować nie dajesz sobie szansy. Nie ruszasz się z kanapy. Brak celu? Nie, bark motywacji. Te przeszkody, miliony przeszkód. Nie do pokonania. Ponoć wystarczy tylko chcieć. Otóż nie, nie wystarczy. Okopujesz się więc kocem i szukasz ukojenia w widoku neonu. I mówisz sobie, jak to dobrze, że ostatnio możesz spać. Kiedy śpisz nie myślisz. Chyba, że śnisz. Sny bywają męczące i nie przynoszą ukojenia. Roztrząsasz to, co na kanapie. Neon jarzy się niebiesko. On też jeszcze jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz