niedziela, 29 listopada 2015

Rano

Rano najtrudniej spod kołdry wypełznąć. Zdjąć z szyi ciepłe, małe rączki nocnego wędrowca. Nie dać się złowić snom raz jeszcze.

Ciepłotę domu sprawdza duży palec stopy. Nie wytrzymuje dłużej niż sekundę. Dajesz mu do pomocy całe ciało, żeby się nie obawiał dnia tak bardzo.

Drepczesz do łazienki niemrawo. Wchodząc obijasz się o futrynę. Przemywasz lodowatą wodą twarz. Oczy nadal nie chcą się obudzić.

Przystanek kuchnia. Szybciutko, skostniały pierwszym uderzeniem rzeczywistości, zapalasz gaz. Na kawę woda. Bogów napój. Spoglądasz przez okno i jeśli masz szczęście widzisz budzące się słońce. Zawsze zachwyca. Nieskończoną barw ilością, stałością swoją. Upartym rytuałem.

Siadasz na drewnianym, trzeszczącym krześle. Mocno ściskasz palcami parującą obietnicę dobrego dnia. Jesteś gotów. Jest niedziela.

Udanego dnia.

czwartek, 26 listopada 2015

Dni

Bywają dni tak naładowane nadmiarem, że trzeba się pilnować. Nadmiarem złych słów, złych spojrzeń, westchnień ciężkich. Podszyte żalem o wszystko i o nic. Wyścielone złymi wspomnieniami, których odegnać nie można. Pokryte cieniutką taflą łez, które odganiasz szybkim mruganiem. Gdyby spadła choć jedna rozpadłbyś się na kawałków milion. A świat patrzy.

Bywają dni złe już od poranka. Albo od nocy. Albo od wczoraj. Kiedy wstać coś zmusiło, kiedy spać coś nie dało. Wsiadasz do windy. Zduszonym głosem mówisz: dzień dobry, myślisz... Modlisz się, żeby sąsiad powściągnął swoją gadatliwość. Spuchniętych oczu nie widział. Taktem się wykazał. Nie pytał. Nic nie chciał.

Bywają dni nasiąknięte tęczą. Dobre, cudowne, urocze. Pozytywna nuta trzyma Ciebie w garści od rana i nie puszcza. Świat się śmieje i Ty się śmiejesz. Stąpasz lekko, od niechcenia. Lecisz, płyniesz od rana do nocy późnej.

Kosztuj zachłannie nietuzinkowe chwile. Moc zbieraj na gorszy czas.

środa, 18 listopada 2015

Łydka

Kiedy lat za wiele. W odczuciu własnym. Kiedy czas nonszalancko prędki. Kiedy o konflikcie z nim pragniesz zapomnieć usilnie. Szukasz chwil, kiedy czujesz się piękna.

Przy odrobinie dobrej woli. Sprzyjającym świetle. Banalnym piwie zamiast pachnącego grzańca. Siedząc co wieczór do późnego późna, konstatujesz,że łydka tuż po goleniu, cudnie się błyszczy.

Czując gładkość swojej skóry i widząc jej blask zaczynasz myśleć: piękna.

Nie na tyle jednak by pokazać ją komuś jeszcze.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Lustro

Nie lubisz siebie w lustrze. Kolejnej zmarszczki. Najbardziej tej na czole. Doskonale wiesz dlaczego tam jest. Od niewysłowionej dezaprobaty, którą ciężko ukryć. Od złości zbędnej. Od myślenia jak i za co przeżyć kolejny dzień.

Nie lubisz siebie w lustrze. Kiedy Ci smutno. Jest się wówczas urodziwym znacznie mniej. Uśmiechasz się więc sztucznie. Na minutę. Oczy i tak Ciebie zdradzą.

Nie lubisz siebie w lustrze. Za niezrealizowane plany. Za marzeń brak. Za motywację nikłą. Za bezsilności łzy. Za czas zmarnowany. Za te słowa o trzy za dużo. Za w ustach ukryty krzyk.

Polub siebie w lustrze. Za to, że masz siłę spojrzeć. Za to,że nie wstyd przed sobą za siebie. To dobry początek. To bardzo dużo.